sobota, 6 kwietnia 2024

ZAPISKI Z WYGNANIA TEATR POLONIA


"Tu więcej zostawili po sobie niż mieli." Henryk Grynberg

Spektakl Teatru Polonia ZAPISKI Z WYGNANIA, wyreżyserowany z imponująco konsekwentną dyscypliną przez Magdę Umer, jest niezwykle przejmujący. Wzrusza i przeraża. To obowiązkowy seans teatralny dla każdego. Nie zawiedzie wagą poruszanego tematu, poziomem mistrzowskiej gry aktorskiej Krystyny Jandy, muzyki wykonywanej na żywo, minimalistyczną scenografią.  Zdumiewa spójną, dramatyczną narracją tekstu, który posługuje się pięknym językiem i stanowi doskonałą adaptację książki-dokumentu z wydarzeń marcowych 1968 roku autorstwa Sabiny Baral, z pietyzmem przygotowaną przez Magdę Umer i Krystynę Jandę. Sztuka mówi o przymusowym wyjeździe z Polski Żydów i osoby pochodzenia żydowskiego bez paszportu ale z "dokumentem podróży" w jedną stronę.

Interesujące jest to, że aktorka snuje opowieść młodej dziewczyny z perspektywy dojrzałej kobiety. Łączy doświadczenia młodości zmuszonej do szybkiego akceptowania zaskakujących  ją wydarzeń, które są niezasłużone, absurdalne, niesprawiedliwe z dystansem pełnej afirmacji losu, na który nie ma wpływu. Z czasem dorasta i bierze sprawy w swoje ręce. Przeżycia zahartowały ją, doświadczenia przećwiczyły, wzmocniły. Ukształtowały. Tyle, że emocje związane z głębokim upokorzeniem, doznaną krzywdą nigdy nie wygasły. Koszty były ogromne. Trudne do wyobrażenia. Mają wymiar moralny, emocjonalny, finansowy. W tym przypadku czas nie leczy bolesnych ran. Wyznanie jest więc w istocie silnym oskarżeniem, które nigdy nie zostało rozpatrzone, osądzone i przykładnie ukarane. Nie może zadośćuczynić strat, nie pozwala wybaczyć, odpuścić win-co nie daje zetrzeć z sumień sprawców poczucia wstydu, stygmatu hańby. 

Dzięki czułemu aktorstwu Krystyny Jandy poznajemy dziewczynę, która w przyśpieszonym tempie dojrzewa, musi poradzić sobie z całą rodziną w trudnej sytuacji życiowej i desperacko próbuje ją zrozumieć. Nie jest w stanie. Wszystko dzieje się tak szybko. Wydaje się nielogiczne, niedorzeczne, bezsensowne. Konieczność przystosowania się do narzuconych procedur, ograniczeń, wymogów mobilizuje ją- musi przetrwać. Budzi się w niej sprzeciw wobec niezawinionej sytuacji(opuszczenie domu, ojczyzny, ukochanego), niesprawiedliwości, opresyjności systemu, który winien ją chronić a pozbawia poczucia bezpieczeństwa. Z czasem kształtuje niezłomny charakter. Ostrożność, niezależność. Przywraca poczucie własnej wartości. Uczy pokory. Hartuje. 

Sztuka tworzy wymiar indywidualny i zbiorowy tej tragedii. Uniwersalny, w efekcie ponadczasowy wymiar. Niesprawiedliwy i bolesny dla ofiar  politycznych decyzji i tych, którzy nie byli w stanie im pomóc. Przedstawia punkt widzenia, przeżycia i mentalność jednostki, młodej, dopiero wchodzącej w życie dziewczyny i opisuje los tysięcy polskich Żydów wypędzonych z Polski Ludowej w latach 1968-1971. Nie oszczędza też architektów i beneficjentów kontekstu tych dramatycznych w skutkach wydarzeń. Charakteryzuje tych, którzy wykorzystują sytuację. Nie zapomina o strachu, którym zarządzała władza ludowa, może każda władza, gdy się jej na to pozwoli. O złu, które wyzwala w ludziach pazernych, zachłannych, chciwych, co jest konstatacją bardzo przygnębiającą, smutną. O niepowetowanych stratach, co ma wymiar głęboko tragiczny.

Należy pamiętać o tych zdarzeniach, trudno przesądzić czy kiedykolwiek można wybaczyć. Pamięć może nieść wiedzę a wiedza szacunek i zrozumienie, współczucie dla tych, którzy przeżyli tę przymusową emigrację. Wygnanie z kraju, w którym żyli, kochali, tworzyli. Przyczyniali się do jego wielkości i siły. Rozstanie z ludźmi, z którymi byli związani(rodzina, znajomi, przyjaciele). Wygnanie 1968 roku pozostanie przestrogą dla przyszłych pokoleń przed wszelkimi rodzajami nienawiści, ksenofobią, antysemityzmem. Bo zło nie umiera nigdy. Ponieważ nie było kary, nie było też rozpatrzenia i osądzenia winy, co czyni je atrakcyjnym narzędziem zbrodni. Pokusa stosowania przymusu, metod upokarzania, gnębienia, pozbawiania środków do życia, majątku nie gaśnie. Odradza się gdy nie ma odpowiedzialności, sankcji. Gdy nie natrafia na opór, sprzeciw, potępienie.

Spektakl jest piękny swą mądrością powściągliwości. Surowy, prosty, dokumentalny ale wzbogacony piosenkami( Rebeka, Pocałunki, W żółtych płomieniach liści), czystym brzmieniem żywej muzyki, sugestywnym wideo, podwójnym obrazem wielkiej aktorki, dotyka najczulszych strun naszej wrażliwości. Dociera prosto do serca. Wydaje się czułym strażnikiem pamięci, która mimo wszystko buduje. Co nie zniszczy, to wzmocni, zahartuje i rozwinie. Nauczy. Nie wywołuje chęci odwetu, zemsty. Jest bardzo pozytywnym obrazem walczącego o prawdę, sprawiedliwość, dobro człowieczeństwa. Historia się, niestety, ciągle powtarza. Trzeba mieć odwagę i siłę, by o tym przypominać. Z wyczuciem formy, która prowadzi do zrozumienia przyczyn, przebiegu i skutków wypędzenia. Przeżycia w teatrze człowieczego losu poprzez wspomnienia konkretnych ludzi.

Tak, tu więcej zostawili. Każdy własny rejestr strat. Swoją przeszłość. Oprócz majątków, przerwanych karier, pracy, relacji międzyludzkich wiarę w to, że można zapuścić na zawsze w Polsce korzenie. Nadzieję, że los Żyda Wiecznego Tułacza może się skończyć. Miłość do kraju, który wydawał się być ich ojczyzną. 



ZAPISKI Z WYGNANIA

adaptacja: Magda Umer
adaptacja: Krystyna Janda
reżyseria: Magda Umer
opracowanie muzyczne: Janusz Bogacki
kierownictwo muzyczne: Janusz Bogacki
światło: Paweł Szymczyk
projekcje: Radosław Grabski
asystent reżysera: Ewa Ratkowska

Obsada:

Krystyna Janda
Janusz Bogacki
Tomasz Bogacki
Mateusz Dobosz
Paweł Pańta
Bogdan Kulik
Marek Zebura

środa, 27 marca 2024

WESELE TEATR IM.JULIUSZA SŁOWACKIEGO W KRAKOWIE



„A głupi! a głupi!
A głupi wy! Na kim się mleło, na was skrupi!
To, póki o wskrzeszeniu Polski była rada,
O dobru pospolitem, głupi, u was zwada?
Nie można było, głupi, ani się rozmowić,
Głupi, ani porządku, ani postanowić
Wodza nad wami, głupi! A niech-no kto podda
Osobiste urazy, głupi, u was zgoda!
Precz stąd! " Adam Mickiewicz PAN TADEUSZ

WESELE Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Mai Kleczewskiej, wystawione w Teatrze Juliusza Słowackiego w Krakowie dokładnie po 123 latach od prapremiery dowodzi swego ponadczasowego charakteru, stanowi komentarz dla niepokojącej obecnie sytuacji społeczno-politycznej, tekstem Wyspiańskiego tłumaczy współczesne relacje międzyludzkie, celnie oddaje panujące dziś nastroje. Mówi, co nam w duszach gra, w głowach mąci. Porusza tematy bieżące, jednak zawsze w zgodzie z duchem dramatu, i co ważne, w bardzo interesującej interpretacji. Jest artystycznym majstersztykiem. Aż dech zapiera.

Spektakl zaczyna się intrygującym rumorem dochodzącym zza kurtyny po czym akcja sztuki rozgrywa się w dużej, białej izbie z czarnymi otworami-oknami , z krzyżem zawieszonym na ścianie, z obrazem Matki Boskiej, suto zastawionym stołem, ze skrzynią i łóżkiem nakrytym kolorową kapą(scenografia Małgorzaty Szczęśniak). Przestrzeń podzielona jest na widoczną, dostępną(scena) i przeczuwaną, mroczną(poza chatą, foyer). Widownię przecina dokładnie w jej środku przejście-droga. Kostiumy podkreślają spotkanie Polaków z różnych okresów czasu, z wielu światów w adekwatnych kostiumach. Są więc stroje tradycyjne, kolorowe, te z pawimi piórami i współczesne, weselne. Zgromadzeni poruszają się w dużej przestrzeni swobodnie, prześwietleni ostrym światłem. Nie ma dusznej, ciężkiej, klaustrofobicznej atmosfery, ciasnoty, co zacierałoby różnice między jawą a snem, co przymuszałoby weselników do (sprowokowanej, niechcianej) bliskości, by nie można było przegapić dzielących ich klasowych podziałów, mentalnych różnic, historycznych animozji. Konfrontacji tego co wzniosłe z tym co przyziemne, niewzruszone i zmienne.  Miesza się tu wszystko i kotłuje. Przenika nawzajem: żywi i ci nigdy nieumarli: figury- symbole, znaki, ludzie-wyrzuty sumienia, zjawy, obcy ale swoi. Tak ich wiele, tak wiele. Prawdziwych ludzi i zmór, duchów, widm, marzeń, pragnień. Strachów. Lęków. Przeczuć. Ba, nawet są żywe chochoły! Materializuje się na oczach widzów pamięć -jakże materialna, konkretna, przyziemna.

Muzyka głośno gra,  szaleństwo zabawy zagłusza rozmowy gości, domowników. Nie wiadomo dokładnie o czym ze sobą mówią, o co pytają, bo chyba tak naprawdę się nawzajem nie słuchają, w konsekwencji nie rozumieją. Widzowie też nie słyszą wyraźnie wymiany zdań, dochodzą do nich tylko strzępy słów, dociera do nich tylko pogłos rozmów. Choć tekst dramatu jest im znany, muszą się skupić, by dociec, co się dzieje. Weselny rejwach, hałas, zamieszanie zakłóca zrozumienie sensu mezaliansu, weselnego spotkania, pomieszania tak różnych światów: gospodarskiej wsi, chłopów stąpających mocno po ziemi i mieszczańskiego miasta, inteligencji otumanionej poezją, ideałami. Porozumienie jest trudne, bo kąśliwe, zaczepne, konfrontacyjne choć roztańczone, rozchełstane, na pozór swobodne- przepite wódką, zagryzione przekąską. Ale gdzie nie ma komunikacji, zrozumienia, nie może być solidarności, zgody, jedności. Przymierza. A to generuje chaos. Prowadzi do klęski. W dodatku gdy nie ma silnego przywódcy sytuacja jest beznadziejna. Minęło tyle lat, Isia jest już staruszką(przepiękny, wzruszający epizod Bożeny Adamek) a wyzwolenie nie przychodzi, nic się nie zmieniło. Czekała tak długo i się nie doczekała, ona jedna widziała Chochoła, ale to nie ona jego lecz on ją wynosi z izby.

Początek wyrasta więc z artystycznej wizji Wajdy ale tak naprawdę w zaakcentowanej do niej opozycji. Pojawiają się ci obcy, choć swoi(Żyd-Tadeusz Zięba/Feliks Szajnert i jego córka-Dominika Bednarczyk/Agnieszka Przepiórska), rozstrzelane widma Żydów przez Rycerza/Żołnierza Wyklętego (Tomasz Wysocki)ale i oni są z innego świata. Rachela jak Kasandra jest ledwie tolerowana, mówi ale nikt jej nie słucha, a jak słucha nie rozumie(mówi w jidysz?). Staje się nie muzą a obiektem seksualnego pożądania cynicznego Poety(Mateusz Janicki), ofiarą hedonizmu, zapowiedzią holokaustu. Jej ojciec zaspokaja finansowe potrzeby Księdza(Sławomir Rokita) i Czepca( (prześwietny Marcin Kalisz), na pewno też innych ale szacunku nie doświadczy, równości nie zazna. Zostanie upokorzony gwiazdą Dawida, zabity. Los Żydów jest przesądzony. Zawsze będą tu w Polsce ciałem obcym, niechcianym. 

Przybyłe na wesele widma, duchy, historyczne  symbole wiecznych wartości, postaw patriotycznych nie są wytworem indywidualnej a zbiorowej  wyobraźni. Rozmawiają nie tylko z weselnikami ale też ze sobą, Nie w kącie, na osobności a obok tańczących w izbie, jak jedni z nich, żywi, cieleśni, realni. 


WESELE za sprawą miłości Państwa Młodych, mariażu  wsi i miasta, miało być symboliczną próbą pojednania, scementowania tego co dzieli ludzi, różni Polaków. To spotkanie pokazało, że zbliżenie, porozumienie, prowadzące do jedni skrajnie różnych światów, jest niemożliwe a w obliczu realnych niebezpieczeństw(wojny) ich postawa zostaje bezlitośnie obnażona. Potrzebuje impulsu, który jednoczy, potrzebuje przywódcy, który poprowadzi.  Zmory przeszłości, widma, spersonifikowane niepokoje, obawy, marzenia, kompleksy, które wkroczyły na scenę weselną udowodniły, że wszelkie podziały mogły się tylko pogłębić, wyostrzyć, stać zabójcze, bo redefinicja ich statusu, nie wskrzesiła, nie uszlachetniła ducha a zadowalała tylko ciało. Stańczyk(Krzysztof Głuchowski), Szela(Marian Dziędziel), Hetman (Rafał Dziwisz), współczesny agresywny biznesmen(Andrzej Grabowski) usiedli przy stole, jedli i pili i mówili, mówili. Ich mit prysł, racja się zdewaluowała, czar przepadł. A nawet zbezcześcił honor Rycerz/Żołnierz Wyklęty. Ale nic się już temu co zaprzeszłe nie udaje, bo te wszystkie duchy żyją, nadal żyją-plączą się, odchodzą ale na powrót wracają, wnikają wciąż do umysłów, w dusze i kolejne narracje. Infekują anachronizmem, rażą pretensjonalnością, co boleśnie kontrastuje z Wernyhorą-kobietą, rozpaczającą matką, która opłakuje żałobną pieśnią śmierć swego syna(ukraińska aktorka, Anna Syrbu)- jest kolejną porażającą przestrogą, zapowiedzią zagłady. Skargą bólu przejmującą, rzewną. Taką, która nawet najbardziej zatwardziałe serce poruszy. Skłoni do działania.  To kochająca, czuła kobieta dająca życie, strażniczka miru przynosi złoty róg-ratunek i nadzieję.  Można jeszcze coś zrobić. Zaradzić katastrofie. Ale wola  zgromadzonych pozostaje niewzruszona, wojna obecna jest w każdym z nich, walka toczy się  też miedzy nimi, mimo że są na weselu. W tych ze wsi i w tych z miasta. W żywych i nie do końca umarłych. 

Poeta gwałci i odrzuca Rachelę (układ choreograficzny jak u Piny Bausch i zakrwawiona suknia skrzywdzonej dziewczyny robią piorunujące wrażenie, butny nieobecny mężczyzna i poniżona kobieta, Żydówka). Scena antycypuje zagładę, ponadczasowe relacje kobieta-mężczyzna. Panna Młoda obśmiewana jest przez Poetę gdy on jej tłumaczy z szyderstwem gdzie jest Polska właśnie. Ale kobietę atakuje też kobieta: siostra siostrę, Pannę Młodą(Martyna Krzysztofik) zdulszczona Radczyni(Lidia Bogaczówna), zmanierowana mieszczka. Wojna się toczy, rozkręca, nabiera szwungu. Czepiec z Gospodarzem też są w opozycji-chłop w woli działania kontra chłop w przeciwdziałaniu. Temperamentny Czepiec z pasją walczy, miota się, szuka sposobu, ratunku. Gospodarz(genialny, mistrzowski Juliusz Chrząstowski)otumaniony strachem, dezorientacją, zagubieniem wypiera wszystko, popada w sen. Letarg. Niepamięć. Dezercję. Obaj eskalują  walkę o swoje w klinczu sprzecznych postaw. Przedstawiciel najmłodszego pokolenia chłopów, Jasiek(Antek Sztaba), jest mentalnie gdzieś indziej, w ogóle nie ma pojęcia, co się dzieje. Jedynie Pan Młody (świetny Mateusz Bieryt) próbuje łączyć, zasypywać podziały. Bezskutecznie. Wernyhora-Ukrainka przynosi róg, strategię przetrwania, którą Polak zaprzepaszcza. Znów chłop w swej masie z kosą na sztorc staje przeciw panu(otacza go groźnie, chcąc zmusić go, by odważył się dowodzić, by działał), lecz trwa to krótko, bardzo krótko. Za krótko. Wszyscy dostrzegają toczącą się wokół wojnę i zastygają sparaliżowani panicznym strachem. Patrzą zdumieni na płonące pola, miasta. I się od tego nieszczęścia odwracają, jakby z własnej, nieprzymuszonej woli. Odchodzą w niebyt. Donikąd. 

Bez odwagi, by można było spojrzeć prawdzie w oczy, bez silnego lidera/przywódcy- nie sprosta się wyzwaniom. Kobiety nadal będą podgatunkiem patriarchatu, choć nauczyły się sprytnie z nim radzić (jak Gospodyni z mężem). Chłopi/słabsi stanowić będą siłę ale przez klasę średnią, niby mądrzejszą, dobrze wykształconą poniżani, traktowani z pogardą, zastygną w kompleksach. Żyd, Obcy, Inny to element użyteczny a mimo to niepożądany. Gubi się złoty róg, człowieczeństwo, zwykłą przyzwoitość, zdrowy rozsądek, instynkt samozachowawczy, pomysł na przetrwanie. Jakby wszyscy byli zaskoczeni złem świata- "A głupi! a głupi! A głupi.."- w ogóle do walki z nim nie przygotowani. Ignoruje się mądrość przeszłości, bo już nie działa, nie ma nic teraźniejszości do zaoferowania. Może nadchodzi kolejna zagłada. Schodzą więc wszyscy martwi ze sceny życia. Bez serc, bez ducha. W hańbie. Wesele się skończyło, weselić się nie ma komu, z czego. Pozostaje poczucie zawodu, wstydu i rozczarowania. Króluje zainfekowany wściekłością straconej szansy wiecznie pogłębiający się smutek. Pa pa wzajemne zrozumienie, pa pa pojednanie, pa pa solidarność, pa jedność. Szansa na przetrwanie. 


Na scenie pozostaje kobieta/chochoł/człowiek współczesny niezwykły i niewyjaśnialny (Kaya Kołodziejczyk). Sama sobie serce z piersi wyrywa-Polskę właśnie- i krwawiące na strzępy ostatkiem sił rwie w furii i odrzuca. Próbuje już jako truchło pójść tą samą drogą, co w stuporze przerażenia, lęku, bezsilności weselnicy, widma wszystkie lecz na plecy upada z  impetem jakby jakaś siła fatalna a niewidoczna cofała ją, by powróciła, znów spróbowała(odrodzić się, żyć, działać, walczyć?). Lecz ona nie ustaje, próbuje po wielokroć aż z butów słomę wysypuje i ją podpala. Może to wymarzony, nowy nowego narodu przywódca. Bo kolejne  chochoły wkraczają na scenę, podążają ku niej, ku widzom. W końcu, zaproszone przecież, na wesele przybywają, stają się jedynymi beneficjentami niewiadomej, przeżywanej ni to we śnie, ni na jawie, przyszłości. Idzie nowe. Ukryte w słomie, w kamuflażu bio, w eko poprawności. Może w takiej otulinie, mają szansę przetrwać wartości, idee mogące się rozwinąć w nowych czasach, w których będzie możliwe godne, wolne, szczęśliwe życie w zjednoczonej przeciw złu, podziałom, wojnom jedności. Lecz gdy słomiany zapał,  jak ostatnie światło nadziei gaśnie, pogrąża się wszystko w mroku. Czas na reset. W niewiadomym. Nic i nikogo już nie ma. Kończy się, ginie bez wyjątku, co było. By w nowej formie, nowej treści narodziło się wszystko.



Maja Kleczewska pięknie wizję naszego świata wyczarowała. Jego diagnozę. Lęk przed przyszłością. Z pomocą dramaturgiczną Grzegorza Niziołka, scenografią Małgorzaty Szczęśniak, kostiumami zaprojektowanymi przez Konrada Parola, choreografią Kayi Kołodziejczyk, muzyką Cezarego Duchnowskiego, światłem i multimediami Wojciecha Pusia oraz wspaniałymi aktorami Teatru im. Juliusza Słowackiego. Wielka sztuka. Polska. Wielki teatr. Narodowy.


WESELE   Stanisław Wyspiański
Reżyseria: Maja Kleczewska
Dramaturgia: Grzegorz Niziołek
Scenografia: Małgorzata Szczęśniak
Kostiumy: Konrad Parol
Choreografia: Kaya Kołodziejczyk
Muzyka: Cezary Duchnowski
Światła i multimedia: Wojciech Puś
Współpraca scenograficzna: Marcin Chlanda
Asystentka kostiumografa: Emilia Sarga
Asystenci reżyserki: Ludmiła Dziasek, Łukasz Groszkiewicz, Piotr Sędkowski


Fot. Bartek Barczyk, Jacek Poręba

wtorek, 19 marca 2024

15 FESTIWAL NOWE EPIFANIE: PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW. RZECZ O MIŁOŚCI W KOŚCIELE TEATR POLSKI W BYDGOSZCZY

 

Widzów wita otwarta, ciepła, neutralna przestrzeń, która może być salą muzealną z eksponatami-rzeźbami szczątków ludzkich (przebity patykami korpus człowieczy, nogi ukrzyżowanego bez krzyża, ręka ludzka). Jedynie organowa muzyka sakralna, zapach kadzidła, dzwonek mogą wskazywać, że jest to pusty kościół z Golgotą rzeźb-relikwii (korpus -może św. Sebastiana, patrona gejów?, nogi Jezusa Chrystusa przybite do krzyża, ręka świętego lub na przykład lewa ręka Adama, z fresku Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej, w sumie naciągając może Trójca, może nawet Święta-okaleczone, ułomne namiastki boskości). Na scenę wkracza procesja ale budząca niepokój, bo może się kojarzyć z paradą, w tym wypadku braci i sióstr w wierze wyraźnie utrefnionych, w habitach udziwnionych, z księdzem w peruce,  z arcybiskupem clownem lub transwestytą wiezionym na cekinowym, kolorowym wózku inwalidzkim.  Po chwili uczestnicy pantomimicznie, prześmiewczo wizualizują w różnych stylizacjach grzechy - zwięzłą definicję zła. Tak się przedstawia niejednoznaczna gra wstępna spektaklu Teatru Polskiego w Bydgoszczy PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW. RZECZ O MIŁOŚCI W KOŚCIELE w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego. 

Ten teatralny projekt nawiązuje, chcąc nie chcąc, do książki Colleen McCullough i miniserialu obyczajowego z 1983 roku z Richardem Chamberlainem  w roli głównej. Wskazuje na to tytuł sztuki i problem wyboru między miłością do Boga i perspektywą zrobienia kariery w Kościele katolickim przez mężczyznę a jego miłością do kobiety. Jej głębokie uczucie było mniej ważne od  miłości własnej mężczyzny, sługi bożego.  Gdy ją opuścił, musiała poradzić sobie z konsekwencjami rozstania(brak osoby kochanej, poczucia bezpieczeństwa, zaufania, opieki, akceptacji). Ambicja mężczyzny zwyciężyła a celibat narzucony przez instytucję nie pozwalał na szczęśliwe rozwiązanie. Ten konflikt miłości ludzi  z miłością do Boga wydaje się w rozumieniu miłości Boga do człowieka absurdalny. 

Twórcy spektaklu rozszerzają problem krzywdy zwykłego człowieka w kontekście grzechów Kościoła katolickiego, przedstawiając różne historie z życia wzięte. Mówią o tym, co wielu drażni i boli. Poruszają problemy błędów i wypaczeń instytucji, która winna być świetlanym przykładem tego, co reprezentuje. W rzeczywistości nie spełnia swej roli, wykorzystuje rząd dusz do czynienia zła, bo od zawsze przyzwala na nie, nie reaguje, nie piętnuje, nie karze. Chroni sprawców, nie ofiary. Obojętna na zło, bo je sankcjonuje,  usilnie trzyma się tradycji. Pozostaje niewzruszona. Może tylko złamać, udziwnić, wynaturzyć. Skrzywdzić. Słudzy boży molestują, są molestowani, wykorzystują są wykorzystywani w poczuciu bezkarności. Ofiary problemy rozwiązywać muszą sami. A przecież potrzebują profesjonalnej pomocy. Czy może im ją zapewnić amatorka, Anja Rubik, modelka, celebrytka, samozwańcza terapeutka spontanicznie organizująca grupę wsparcia? Każdy uczestnik terapii opowiada o sobie, wyznaje co czuje, czego mu brakuje, co chce, o czym marzy. I każdy odkrywa lub otrzymuje wskazówkę, radę, pomoc. Przepracowuje traumę. Odradza w sobie pewność siebie, odzyskuje poczucie własnej wartości. Ma szansę postępować uczciwie, w poczuciu wolności, szczerości, prawdy. Znów może w siebie, innych ludzi i ewentualnie Boga uwierzyć. Co budzi nadzieję. Otwiera nowe życie w miłości ale poza Kościołem, bo ma ona wymiar wyłącznie przyziemny, cielesny, zmysłowy. 

Świetne jest w tym spektaklu aktorstwo, zasługuje na wielkie brawa. Nie brakuje scen doskonałych (spowiedź arcybiskupa, w tej roli bezbłędny Jerzy Pożarowski), dobrych intencji twórców pragnących naprawić to, co psuje Kościół. Piaskowski z Sulimą, kontynuując swój styl soft teatru, upominają się w charakterystycznej dla siebie estetyce o dobro jednostki, jej punkt widzenia, jej rację. Akcentują, co jest niewygodne, ukrywane, wypierane a niezbędne do poznania  pełni prawdy o człowieku, o jego miłości nie do Boga a ludzi. Wytykają grzechy, obnażają je i odpuszczają wskazując naprędce wymyślone rozwiązania. Nadają im status intuicyjnej, indywidualnej pracy u podstaw, bez dokonania dogłębnej analizy, która mogłaby doprowadzić do radykalnej zmiany. 

W gruncie rzeczy sztuka oskarża i ośmiesza nie tylko instytucję ale i sposób uzdrawiania osób przez nią skrzywdzonych. Spektakl nie rozsadza, nie wstrząsa, nie budzi grozy. Łagodnie traktuje błądzących w miłości w Kościele. Sprowadza powagę do banału, ważny problem do formy kontrowersyjnej(scena ze zwłokami dziewczynki). Skupia się na ofiarach ale wobec ogromu krzywd wydaje się bezsilny. Widzom pozwala się rozluźnić, uspokoić, odprężyć, bo pozostają w istocie obojętni, rozbawieni, wdzięczni za to, że ich wyręczono. Nie muszą już nic robić. I pewnie nie będą. 

Czy to wystarczy?

Sztuka krytyczna doprowadzić winna do katharsis ale tu zadowala się tylko łagodną połajanką, bezbolesną wyliczanką krzywd, rozbrajającą zabawą. Rozładowuje negatywne emocje, powtarza stereotypy, potwierdza to, o czym wszyscy wiedzą, niektórzy z autopsji znają. Jakby dowodziła, że nie trzeba dramatyzować, eskalować, żądać, a wystarczy pokazywać, informować i czekać na cud samo uzdrowienia instytucji. Jeśli się wierzy w oczyszczającą moc sztuki. Artyści stoją murem za człowiekiem, jego dobrem, powrotem do siebie samego, do miłości prawdziwej. Jak dzieci biorą potrzebujących za rękę lub obejmują ich, bezwarunkowo ufają. Uczą i uzdrawiają. Dla pozostałych będzie to niestety wciąż za płytko, zbyt nieskutecznie, za mało. Za mało.

W tym kontekście problem miłości w Kościele jest nierozwiązany. Pozostaje sprawą wyłącznie osobistą. Instytucja, która jedno głosi, drugie czyni, pozostaje anachroniczna, niereformowalna, niewzruszona. I stanie się coraz bardziej ułomna, okaleczona, szczątkowa, jak niejednoznaczne obiekty w pustej przestrzeni 2033 roku.


PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW. RZECZ O MIŁOŚCI W KOŚCIELE

REŻYSERIA: Jędrzej Piaskowski
DRAMATURGIA, TEKST, REŻYSERIA ŚWIATEŁ: Hubert Sulima
SCENARIUSZ SCENICZNY: Hubert Sulima, Jędrzej Piaskowski
SCENOGRAFIA: Anna Maria Karczmarska, Mikołaj Małek
KOSTIUMY: Rafał Domagałac
MUZYKA: Jacek Sotomski

Obsada: Karol Franek Nowiński, Emilia Piech, Jerzy Pożarowski, Michalina Rodak, Michał Surówka, Małgorzata Trofimiuk, Jakub Ulewicz, Małgorzata Witkowska


niedziela, 17 marca 2024

15 FSTIWAL NOWE EPIFANIE: GUSŁA LUBUSKI TEATR W ZIELONEJ GÓRZE

 

GUSŁA w reżyserii Grzegorza Brala, spektakl Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze, wskrzesza co umarło, co odeszło, a jednak paradoksalnie w nas, Polakach, a może w każdym człowieku ciągle żyje. To kultura wszczepia kolejnym pokoleniom tożsamościowy kod, odsłania niezmienność porządku rzeczy, demaskuje piętno natury ludzkiej. Wykorzystane na potrzeby spektaklu II i fragmenty IV części DZIADÓW Adama Mickiewicza wydobywają i akcentują to, co najgłębiej ukryte, co pierwotne, co nigdy nie ginie. Co wraca, uczy, przestrzega, straszy senną marą. Opowieści o winie i karze, historie o niezawinionej krzywdzie budują przekaz, w którym zmartwychwstaje z popiołu i obraca się w pył wysiłek istnienia, ból najsłabszego, krzywda ludzkiego świata. Portret człowieka w jego splątaniu i złożoności. Uwięzionego między niebem a piekłem, życiem i śmiercią.

Guślarz, powstały z ziemi, jakby był jej częścią, otwiera i zamyka czasoprzestrzeń. Wyprowadza z ciemności upiora- człowieka, reprezentację porządku zaprzeszłego świata, by ten mógł przyjrzeć się sobie i po konfrontacji z rzeczywistością, w nią na powrót go wtrąca. Przeprowadza go przez rytuał spowiedzi-wyznania: opowiedzenia o swym losie, upomnienia się o sprawiedliwość, przyznania się do winy, zaakceptowania kary. Obnaża go, pokazuje w prawdzie. Wobec samego siebie i zgromadzonych. To ten, który przyszedł na gusła egzorcyzmuje siebie. W mroku i świata, i własnych dusz. W błądzeniu w wiecznym poszukiwaniu odkupienia, które nie może się dokonać. W niemożności uwolnienia się od poczucia zarówno wyrządzonej, jak i doświadczonej krzywdy. Bo, co się dokonało, nie da się naprawić, uznać za niebyłe. Pozostało człowiekowi tylko -ze świadomością siebie, własnych czynów -wiecznie trwać. Ciągle przeżywać, analizować, ku przestrodze uczyć, upominać. Wyłaniać się i ukrywać w ciemności. Jak Guślarz gasić świecę.



Reżyser odpowiedzialny za choreografię Grzegorz Bral, z nim pozostalitwórcy i aktorzy, przywołują obrzęd DZIADÓW ale proponują obraz bardziej uniwersalny, bo sięgają do tego, co w człowieku i społecznościach, które tworzy, jest nie do końca definiowalne, pozostaje zawsze mroczne, tajemnicze, bolesne, ważne. Wyczarowują rzeczywistość wyczuwalną/ rozumianą zmysłowo. Doskonałym śpiewem i  grą aktorów:  Aleksandra Podolaka(charyzmatyczny, groźny Guślarz), Elżbiety Donimirskiej(Sowa, Starzec), Katarzyny Kawalec(Aniołek), Radosława Walendy(Widmo Pana), Romany Filipowskiej(Dziewczyna, Pasterka), Pawła Wydrzyńskiego(Widmo-Upiór), Joanny Koc(Kruk ), Daniela Zawady(Pustelnik), Jamesa Malcolma(Upiór ), ekspresyjną muzyką Macieja Rychłego, wykonywaną na żywo Pianino – Daniela Grupę(pianino) i Michała Ostrowskiego(skrzypce), wzmacniającą swym tempem, akcentem, barwą tekst, odrealniającą postaci mocną charakteryzacją Marii Kaczmarowskiej, jedyną w swoim rodzaju atmosferą, kompozycją, magią obrazu(mrok, dym, światło),  dynamiką wypracowaną przez dramaturgię Alicji Bral uruchamiają bardzo silne emocje. Skontrastowanie ascetycznej scenografii i przepięknych, bogatych kostiumów Adama Łuckiego decyduje o pozaczasowości akcji i podkreśla znaczenie kierującej się instynktem, zdroworozsądkowym prawem moralnym nietkniętej wpływami cywilizacji i kultury społeczności, tworzącej ją jednostki ludzkiej. Obraz człowieka doświadczającego trudnych  realiów życia-wymagających spełnienia obowiązków wobec innych, powinności wobec siebie - zmuszonego ponosić konsekwencje własnych czynów po wiek wieków mocno porusza. Uwięzienie w wiecznym niespełnieniu, zniewoleniu, rozczarowaniu staje się piekłem. Fala emocji wdziera się szturmem do serc, uwodzi umysły widzów i porywa rzewną nutą bezsilności wobec losu wykutego przez postawę, decyzje  człowieka, wobec fatum, z którym stara się bezskutecznie pogodzić. Spektakl swą spójnością estetyczną, intensywną ekspresją, przemyślaną dramaturgią, nastrojem grozy, prostym a jednak celnym pomysłem interpretacyjnym zachwyca. Dowodzi, że  bohaterowie GUSEŁ to my. Wypowiedziane wstrząsająco, wyśpiewane temperamentnie GUSŁA, wyrosłe z DZIADÓW, mają nam wiele do powiedzenia.  Inspirują, obnażają, fascynują. Sugestywna wizja, artystyczna jednia inscenizacji porwała widzów, zawładnęła nimi i uniosła do standing ovation. Aplauz długo, bardzo długo nie pozwalał aktorom zejść ze sceny Teatru Polskiego w Warszawie, gdzie spektakl gościł w ramach 15. FESTIWALU NOWE EPIFANIE 2024. Zasłużenie. Bardzo zasłużenie. 


GUSŁA Adam Mickiewicz

Reżyseria, choreografia - Grzegorz Bral
Dramaturgia - Alicja Brał
Scenografia, kostiumy - Adam Łucki
Charakteryzacja - Maria Kaczmarowska
Kompozytor - Maciej Rychły
Koordynator - Joanna Stremich
Koordynator - Katarzyna Kawalec
Fotograf, kamera - Kamil M. Derda
Wodzirej i koordynator muzyków - Michał Kiszowara

Obsada:
Guślarz – Aleksander Podolak
Sowa, Starzec – Elżbieta Donimirska
Aniołek – Katarzyna Kawalec
Widmo Pana – Radosław Walenda
Dziewczyna, Pasterka – Romana Filipowska
Widmo-Upiór – Paweł Wydrzyński
Kruk – Joanna Koc
Pustelnik – Daniel Zawada
Upiór – James Malcolm

Muzycy:
Pianino – Daniel Grupa
Skrzypce - Michał Ostrowski


fot. Magdalena Szulczak

sobota, 9 marca 2024

DON'T GIVE UP TEATR RAMPA

 

W czasach PRL-u rzeczywistość była szaroburo nudna, beznadziejnie monotonna, przewidywalna, bo narzucona z góry- totalitarnie ideologiczna. Nic dziwnego, że zetknięcie się z kolorowym, eksplodującym, wolnym światem choćby tylko znanym z telewizji (wyjeżdżać za granice mogły tylko jednostki uprzywilejowane), było jak zażycie środków odurzających. Teledyski w MTV były kosmicznym naturalnym dopalaczem, dowodem na istnienie świata doskonałego, raju, arkadii. Obietnicą kosztowania owoców zakazanych, niedostępnych. Rozbudzały wyobraźnię, wskrzeszały nadzieję, dawały chwile wytchnienia. Wskazywały drogi ratunku, były antidotum na nudę, świat jednowymiarowy, zamknięty, beznadziejny. Tworzyły fatamorganę dobrobytu, spełnienia, normalności. Wolności. Były zagłuszaczem bylejakości, ucieczką od biedy, alternatywą dla codziennych problemów, bo innej przyszłości nie było.

Dlatego bohaterka monodramu, w tej roli Anna Mierzwa, atrakcyjna blondynka w średnim wieku, zafascynowana twórczością piosenkarską, osobowością i scenicznym wizażem Kate Bush jest jej fanką Jej twórczość podnosi ją na duchu. Zauroczona utożsamia się z nią. Naśladuje swoją idolkę-śpiewa jej piosenki, nosi seksowny czerwony kostium superbohaterki( Robert Woźniak), ufa mamonie niezwykłych mocy pozwalających ratować siebie, rodzinę i świat, radzić sobie z wszelkimi kłopotami, z pesymizmem, depresją, złem. Daje ogromną siłę ta moc wyobraźni, marzenia, wiary. Przynosi ulgę, jest znieczuleniem przed znojem codzienności, nudą. Kolejne urodziny naszej bohaterki nie są stresującym zbliżaniem się do przepaści smutku (wiadomo, proza życia!, czas płynie!)  lecz sprawdzają skuteczność skrzydeł wyrosłych u ramion dzięki piosenkom Kate Bush, optymizmowi i sile jakie niosą. Dowodem na to, że nigdy nie można zwątpić, poddać się. Ulec. Przenigdy!

Aktorka ze swadą opowiada, pięknie śpiewa- naturalnie spaja dwa wykluczające się światy. Lekko, z poczuciem humoru buduje skomplikowaną, atrakcyjną postać. Pracującą kobietę, matkę umęczoną a jednak obdarzoną wolą zmiany, szukającą ratunku, dążącą do psychicznej równowagi i duchowej harmonii. Pozwala na to pomysłowy tekst, dramaturgia Agaty Brajczewskiej, która sprawnie z  Heleną Radzikowską wyreżyserowała ten minimalistyczny spektakl w przestrzeni łączącej pustkę życia z działalnością sceniczną (wybieg). Choreografia Krystyny Lama Szydłowskiej spowodowała, że bohaterka dominuje, wypełnia ją temperamentem, dynamiką, dramatyzmem. Ciepłem. Nie bez znaczenia są multimedia Oli Knedler i aranżacje piosenek Stanisława Pawlaka, tak przecież ważne w monodramie muzycznym.

Podoba mi się ta walka o siebie postaci  wykreowanej przez Annę Mierzwę. Jej determinacja siły woli. Jej uporczywe ale jednak nie desperackie szukanie sposobu, by utrzymać się na powierzchni. Z pozoru absurdalne, dla niektórych naiwne naśladowanie abstrakcyjnego wzoru. Bo jest w tym sens. Wzruszająca, czuła, budująca racja. Sposób na ocalenie na pewno gdzieś istnieje. Każdy może go znaleźć, wypracować, u innych podpatrzeć. A więc drogie Panie, a może i Panowie: NIE PODDAWAJCIE SIĘ. NIGDY. Powodzenia!


DON'T GIVE UP

Tekst i dramaturgia: Agata Brajczewska
Reżyseria: Agata Brajczewska i Helena Radzikowska
Aranżacje muzyczne: Stanisław Pawlak
Choreografia: Krystyna Lama Szydłowska
Scenografia i kostiumy: Robert Woźniak
Multimedia: Ola Knedler

Obsada: Anna Mierzwa

Fot.Robert Jaworski